środa, 19 lutego 2014

W sprawie Majdanu. Nikt nie każe lajkować. Przynajmniej nie kłamcie

Dzień w dzień patrzę przez okna Internetu na Ukrainę, na Majdan. Na rzeczy przerażające, na ludzi pozostawionych samych sobie przez tzw. zachodni świat w konfrontacji z bandycką władzą. Szukam relacji świadków, oglądam facebookowe profile ukraińskich kolegów po piórze, transmisje z Kijowa, gdzie cerkiewne modlitwy unoszą się ponad dymem z płonących barykad. Rozumiem ukraiński na tyle, by wysłuchać, co mówią politycy z sceny Majdanu, by usłyszeć jak Majdan oddycha w internetowych rozmowach, w zamieszczanych zdjęciach, komentarzach bezpośrednich uczestników zdarzeń. Rozmawiałem, korespondowałem z tymi, którzy na Majdanie byli, zarówno Ukraińcami, jak i Polakami. Tak, też o prawym sektorze i lękach z naszej wspólnej przeszłości z czasów II wojny światowej. Cóż poza tym - garść lektur, trochę literatury, poezji ukraińskiej, trochę książek o Ukrainie pisanych przez Polaków teraz i dawniej. Niewiele, bardzo niewiele, wciąż za mało i za mało. Wszystko wciąż ze środka ciepełka. Starczy na sklecenie jakiegoś artykułu w prasie, na jakieś chwilowe zatrzymanie kadru na pojedynczych osobach, zwyczajnych uczestnikach dramatu. Niewiele można zrobić, ale nie wolno tracić Ukraińców z oczu, trzeba myśleć o nich, szczególnie tych, których poznało się osobiście lub w korespondencji - to absolutne minimum. To, co myślę o postawie Polaków w tych dniach zachowam dla siebie. To nie jest tekst o nas albo o tych, za których się wstydzimy. Czasem trzeba wytknąć nosa poza siebie. Po prostu. Chciałem powiedzieć Ukraińcom, jeśli czytają ten tekst, trzymajcie się, nie dajcie. Zasługujecie na państwo lepsze niż władza Janukowycza. Na państwo normalne. Jest wielu tutaj, którzy myślą tak jak ja i którzy popierają Was z całego serca. Jakikolwiek byłby wiek, XXI czy XIX, czy kontynent jest zapełniony przez monarchie, federacje czy państwa narodowe, pozostajemy w środku swoich ojczystych języków. I jeśli chcemy zrozumieć coś z życia sąsiada, trzeba do jego języka zajrzeć, próbować wysłuchać go bez tłumaczenia. Ze świadomością, że pewne rzeczy są nieprzetłumaczalne. Są jednak i takie, które nie giną w przekładzie. Dlatego przytaczam to, co napisał ukraiński rzeźbiarz Hennadij Titow: Przecież nikt wam nie każe nas lubić. Jak na obiekt westchnień możemy wyglądać zbyt ekstremalnie. Proszę tylko – traktujcie nas poważnie. Jeżeli nie możecie pomóc, przynajmniej nie kłamcie na nasz temat. I nie pomagajcie tym, którzy kłamią. Wystarczy, że jest nam wstyd za własne państwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz