Kalwaryjskie Góry! Ileż razy po
waszych stromych grzbietach nosiłem swój ciężar ludzki i kazałem
duszy swojej rozmyślać o ofierze Zbawiciela świata. A jednak tę
pierwszą pielgrzymkę zapisała pamięć w mym sercu największymi
literami. Bo co na nauce dziecku opowiadał dobry ksiądz, tu stanęło
mi jawnie przed oczyma. Tak jakby od dziejów tamtego litościwego
Boga na ziemi nie upłynęły do wieczności prawie dwa tysiące lat.
Z góry w dół i, z dołu w górę ciężka wiodła droga, ale ja
nie czułem jej ciężaru. Kurz jak mgła płynął nad pobożnym
ludem, ale mnie się zdawało, że chodzę w porannej mgle młodego
dnia wiary naszej.
A. Majkowski, Życie i przygody Remusa
Tłum rozlewał się w dolinie, puchł
po obu stronach drogi, którą szedł dźwigający krzyż Chrystus.
Zaraz za nim dwaj łotrzy. Wokół nich połyskujące hełmy
legionistów, za nimi kłąb bród z Sanhedrynu. Na skrzydłach tego
pochodu berety harcerzy, przed pochodem ksiądz w birecie, tuż obok
Kaszubi w tradycyjnych niebieskich strojach i czarnych kapeluszach,
straż miejska. Mnóstwo aparatów, telefonów komórkowych. Jakby
później te zdjęcia, filmiki w internecie pozwalały oswoić śmierć
– jesteśmy, istniejemy, o tu mnie widać. W piątek przed postnym
obiadem poszliśmy obejrzeć misterium. Ale widać było też osoby,
które przyszły tu zostawić swoje cierpienie. Ktoś o kulach. Ktoś
na wózku. I inne, niewidzialne, ukryte wewnątrz lęki i choroby. Na
pierwszy rzut oka granica między ubranymi w glany legionistami a
widzami była niewyraźna. Rwetes robili postępujący za skazanymi
Żydzi. Tłum obok szedł w ciszy przerywanej szmerami rozmów na
obrzeżach pochodu i pokrzykiwaniami małych dzieci. Nad wszystkimi
bukowy las jeszcze nienasycony zielenią po ostatnich mrozach.
Świergolenie ptaków. Zdawało mi się, że w przedziwny sposób unoszą się w powietrzu suche liście. Unoszą się i unoszą i nie chcą opaść. Co jakiś czas, gdy dochodziliśmy do kolejnej
stacji klękaliśmy i zdejmowaliśmy czapki. Po tłumie rozchodziło
się półgłosem Ojcze Nasz. Na koniec stanęły krzyże. Naga jasna
skóra Jezusa odcinała się od różnokolorowych kurtek wiernych.
Obok nas jakiś kilkuletni uparcie pytał swojego ojca, czy oni są
naprawdę ukrzyżowani. Kiedyś byli ukrzyżowani – odpowiadał
ojciec. Ale, teraz, teraz – nie rezygnował mały – teraz to jest
naprawdę?
Chwilę potem ludzie schodzili już w
kierunku dachów miasta, od których odcinała się spatynowaną
zielenią wieża kościoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz