wtorek, 22 listopada 2016

O "Sprawiedliwych zdrajcach" Witolda Szabłowskiego


autor czasami popada w sprzeczność – chciałby pojednania krajów i narodów, działań na poziomie polityki historycznej i z taką tezą zdaje się pisać swój reportaż. Chwilami też za bardzo stara się kontrolować emocje czytelników, wtrącając pachnące językiem niespecjalnie pogłębionej publicystyki własne komentarze. Tymczasem najcenniejsze w jego książce jest to, co wychodzi poza zaklęty krąg rozważań na temat zbiorowej odpowiedzialności. O ile łatwo bowiem jest wywołać na gruncie politycznym nienawiść, prawie niemożliwe jest zaprogramowanie pojednania. Czy zatem skazani jesteśmy na determinizm? Sprawiedliwi zdrajcy dostarczają dowodów, że nie.  Poza determinizmem znajduje się przede wszystkim głęboko pojmowana wiara, co ujawnia się zwłaszcza w mało znanym w Polsce wątku czeskim – wprowadzonym przez opowieść pastora Jana Jelinka. Pastor jako Czech (Czechów mieszkało na Wołyniu kilkadziesiąt tysięcy) nie jest uwikłany w narodowe waśnie – dzięki temu jest najbardziej obiektywnym z narratorów, a jednocześnie uczestnikiem zdarzeń. Dobro pojawia się wbrew okolicznościom, czasami wbrew logice, otwiera na tak współcześnie ignorowany pierwiastek tajemnicy. Pisarz tworzy też poruszające portrety Ukraińców – potomków sprawiedliwych z Wołynia, którzy wrażliwości nauczyli się od swoich rodziców, od nich dowiadywali się o objętej tabu zbrodni oraz o tym, że leżące w ziemi i w domach sąsiadów cenne przedmioty pochodzącą z grabieży polskich domów.

Na stronach Instytutu Książki ukazał się mój tekst poświęcony reportażowi Sprawiedliwi zdrajcy Witolda Szabłowskiego. Cały tekst można znaleźć pod linkiem: http://www.instytutksiazki.pl/ksiazka-tygodnia,aktualnosci,35913,sprawiedliwi-zdrajcy--sasiedzi-z-wolynia.html