poniedziałek, 30 lipca 2012
O poetyckich debiutach w II Programie Polskiego Radia
23 lipca w II Programie Polskiego Radia została wyemitowana AUDYCJA poświęcona poetyckim debiutom, w której wziąłem udział. Gośćmi Moniki Pilch byli również Izabela Kawczyńska, Karol Bajorowicz i Artur Fryz. Na stronie PR można odsłuchać blisko półgodzinne nagranie.
poniedziałek, 16 lipca 2012
Urywek VI - po stronie aronii
W
Weiserze Dawidku dolina
zaskrońców zostaje zamieniona w ogródki działkowe. Kiedy na
dzikim dotąd terenie powstają ogródki, Weiser wyłapuje zaskrońce
by je przenieść w bezpieczne miejsce w lesie. Scena ta utkwiła mi
w pamięci jako gest protestu przeciw rzeczywistości, gest bez szans
na zwycięstwo. Nie dziwię się niechęci Huellego do ogródków.
Wystarczy zobaczyć jak działki w PRL zniszczyły oliwską Dolinę
Radości. Ale jestem młodszy o jedno pokolenie i działki były już
dla mnie przestrzenią pozytywnych emocji. Mieć własną działkę –
to dużo w latach osiemdziesiątych znaczyło. Dzięki temu mieliśmy
w domu świeże warzywa i owoce, to na działkach poznałem smak
truskawek, malin, porzeczek, czy gruszek, nauczyłem się odróżniać
węgierki od mirabelek. Działki były w tym późnym PRL
przestrzenią wolności, gdzie można było wybudować altankę,
domek, poczuć się jak u siebie. Mój śp. dziadek całe życie
pływał, ale jego marzeniem było zostać leśnikiem lub
ogrodnikiem. Swoje marzenia spełnił cząstkowo, na emeryturze,
kiedy uprawiał działkę i to były ostatnie lata w jego życiu, z
których czerpał radość. Działki miał dwie – jedna znajdowała
się na Olszynce, druga – w Oliwie w miejscu, gdzie dziś stoi
nowoczesna biblioteka UG. Obie już nie istnieją. Jeszcze, gdy
studiowałem resztki działek rozpościerały się za parkingiem za
Wita Stwosza. Chodziliśmy tam czasem na piwo. Zdziczałe działki
oglądały wiele postpunkowych imprez. Potem nadszedł czas
nowoczesności i syntetyczności. Zniknięcie działek odczułem jako
nieuchronny znak przemijania, ale jako smutną konieczność.
Dziesięć lat temu napisałem ten wiersz:
działki
do ogródków działkowych na obrzeżach
miasta
szło się wybojami, dziadek prowadził.
dziś już nie istnieje ta kraina
zardzewiałej siatki
i smerfnych domków w muchomory.
ale wtedy jeszcze przed każdym gankiem
stał czujny strażnik - chropawy
krasnal z gipsu
i łuski ciepła tkwiły w
satelitarnych
talerzach słoneczników. co południe
można było wykurzyć cień spod
kamieni.
a jednak zwycięstwo nad siłami nocy
skoncentrowanymi parę stref czasowych
na wschód od Greenwich było czysto
wizualne –
brud sękatych desek i zapach pajęczyn
pozostawały odporne na słońce.
nic nie można było na to poradzić.
dziadek uczył mnie więc
jak zbierać codzienny plon światła.
Dziś słyszę, że działki ustawowo
chce się odebrać działkowcom. Pewnie najczęściej po to, żeby
w miejscu ogródków postawić to, co jest symbolem architektury III
RP – galerie handlowe, markety i otaczające je parkingi. W chaosie
budownictwa nowej epoki, na to jedno zawsze znajdowało się miejsce.
Na geanty, reale, oszony, tesco i castoramy. Wraz z nimi zaczęły
znikać małe sklepy. Dziś ulica Grunwaldzka we Wrzeszczu, kiedyś
ulica handlowa, pełna jeszcze w czasach transformacji ruchu, jest
już ulicą zimnych i potężnych banków. A rojny kiedyś rynek
dogorywa.
Tak, więc nie mogę być wrogiem
działek. Jak można być wrogiem czegoś, co jest – na pół
intymne, uprawiane własnymi rękami, pełne bezbronnych wobec czasu
gratów a przy tym enklawą zieleni, braku pośpiechu. Wreszcie
czegoś, co jest własnością ludzi najczęściej niezbyt zamożnych,
emerytów, tych, którzy niewiele na zmianie ustroju zyskali i dla
których własna działka jest centrum ich prywatnego, skromnego
świata.
Weiser przenosił z działek zaskrońce.
Ja ze swojego życia zapamiętałem już inną scenę. Mój dziadek,
stary kresowiak, gdy działki miały być zlikwidowane wykopywał z
ogródka, co mniejsze krzaczki i drzewka, aby przesadzić je w inne
bezpieczniejsze miejsce.
Ten obraz dziadka osłaniającego przed
zagładą drzewko aronii jest ze mną do dziś.
Ordynarny jak zawsze Stefan
Niesiołowski, profesor nauk biologicznych, taka peerelowska mutacja
pana od przyrody, powiedział ostatnio: nie
może być tak, że jakieś budy blokują rozwój miast. Jak zwykle
zwięźle wyraził to, co myśli władza. Nie liczy się ze starszymi
ludźmi i myśli tylko o tym jak na teren ogródków działkowych
wpuścić deweloperów. Nie każdy, kto uprawia działkę, jest
zwolennikiem jakiegoś tam prezesa i jego peerelowskich struktur. Czy
mój śp. dziadek był zwolennikiem komuny? Nie. Stał po stronie
drzewka aronii.
Poeci w obronie ogródków
działkowych
O sprawie pisali już inni poeci. Zbiór
linków.
Urszula Kozioł:
Remigiusz Grzela:
http://remigiusz-grzela.pl/?paged=2
poniedziałek, 9 lipca 2012
Urywek V – na upadek Ossolineum
Niewielki
format B6, charakterystyczna biała okładka. Na grzbiecie nazwiska
autorów dawno zmarłych. Biblioteka narodowa, znaczy „be-enka”.
Każde dzieło opatrzone wstępem. Paginacje rzymska i arabska –
dwie książki w jednym. Obfitość przypisów. Nowa nauka czytania.
Z uwzględnieniem kontekstu. Historia literatury mająca swój realny
materialny kształt. Spędziłem nad książkami z „be-enki”
tysiące godzin, przygotowywałem się z nimi do wszystkich egzaminów
na filologii. Były te książki jak ostatnia instancja. Powstawały
w rękach szacownych profesorów. Autorzy wstępów mieli status
bytów eterycznych, niemal niematerialnych. Gdyby kurz był anielski,
to pewnie osypywałby się z ich skrzydeł. I wszystkiemu temu patronowała nazwa
wydawnictwa: Zakład Narodowy im. Ossolińskich. I rok jego powstania
– 1817 rok. Zbierałem kiedyś te książki, dorobiłem się całej
półki. Ta półka – to miał być solidny fundament pod moje
polonistyczne życie i takim chyba był. Ta półka – to był mój
szacunek dla literatury narodowej. Skromny ołtarzyk, coś jakby
wota. To była stabilność, ten rok 1817 – gwarant, że mijają
zabory, wojny, znika polski Lwów, rządzą komuniści, ale nade
wszystko trwa Biblioteka Narodowa Zakładu Narodowego im.
Ossolińskich. Jej trwanie było czymś oczywistym. Jakby ktoś mnie
spytał jakie by było moje największe pisarskie marzenie –
powiedziałbym, żeby moje wiersze kiedyś ukazały się w wydaniu
„be-enki”. A gdyby ktoś mnie spytał o moje największe marzenie
naukowe – powiedziałbym, żeby napisać jakiś wstęp w wydaniu
„be-enki”. Gdyby ktoś mnie spytał, jaki był najwybitniejszy
polonista, którego poznałem, powiedziałbym: pewnie było ich
kilku, ale w historii literatury pewnie zostanie Profesor Józef
Bachórz, autor wstępu do Lalki w wydaniu „be-enki”.
Gdybym miał określić, czym różnię się od kolegów piszących,
którzy nie studiowali polonistyki, odpowiedziałbym: oni nie zaznali
„be-enki”, słabiej wrośli w polską literaturę, słabiej z
niej wyrośli albo wyrośli jak samosiejki – ja mam za to solidny
polski korzeń, a jest on z rzymskich cyfr w wydaniach „be-enki”.
I moja frustracja także jest stamtąd, bo z czego się brała, jak
nie z tego, że do innego statusu literatury przyzwyczaiły mnie
wydania z „be-enki”.
A
teraz puenta:
Decyzją
Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników 2 lipca Spółka Zakład
Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo została rozwiązana. W ten
sposób najstarsza polska oficyna przestała istnieć. Według
ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego
oficyna była niewłaściwie zarządzana. Jak powiedział, resort ma
przygotowane 600 tys. zł na wykupienie praw do znaku towarowego
Wydawnictwa Ossolineum. Zapewnił, że MKiDN przejmie zasoby
wydawnictwa i prawa autorskie do jego zbiorów.
Ejże! - powie
naiwny. -To smutne, ale przecież jest cień nadziei, przecież
minister wykłada ponad pół miliona i nadal istnieje znak
Ossolineum. No przecież – oburzy się dzisiejszy filister – no
przecież spółka była zadłużona a minister zabiera pół miliona
i to skąd? Z naszych podatków. Płacimy za to, żeby jakieś
darmozjady przejadały naszą kasę i wydawały tomy makulatury
jakichś Mickiewiczów i Słowackich. Niech upadają!
Naiwnemu odpowiem
tak – teraz nazwę Ossolineum, bezstronną, wspólne narodowe
dobro, przejmą „intelektualiści”, których można zobaczyć
podczas obrad w sejmie i ich urzędnicze zaplecze. To zaplecze, które
ostatnio w nekrologu pomyliło Edwarda Stachurę - legendarnego
pisarza z popowym piosenkarzem. Oznacza to, że znakiem Ossolineum
będzie rozporządzał każdy, kto tylko opanuje w wyniku wyborów
odpowiedni resort. Jak nie ktoś z Platformy, to jakiś klon
Giertycha, jak nie klon Giertycha, to ktoś z Ruchu Palikota, dajmy
na to pan Biedroń. Tak czy inaczej prawie dwustuletnia marka
przejdzie we władanie osób z przypadku. Wszystko jest możliwe. Ale
najbardziej prawdopodobne, że przejmie ją, niezależnie od partyjnych
barw, cytowany wyżej filister , który wystąpi w obronie naszych
podatków. Najpierw wygugluje, czy powinien się obrazić za nazwanie
go filistrem. A potem dokończy dzieła.
Demontaż już się
zaczął. Nie będzie niczego jak powiedział klasyk.
poniedziałek, 2 lipca 2012
Siedem grzechów głównych - wywiad dotyczący życia literackiego w Polsce
Piotrek Gajda rozpoczyna na swoim blogu publikację cyklu wywiadów, w którym wypowie się w kilkunastu poetów z całej Polski. Wszyscy mają odpowiedzieć na te same pytania dotyczące współczesnej krytyki literackiej i życia literackiego w Polsce. Idę na pierwszy ogień. Wchodząc na blog Piotra możecie zobaczyć moje odpowiedzi na poniższe pytania.
1.Jaki masz stosunek do własnego debiutu? Jakbyś scharakteryzował instytucję debiutu w ogóle?
4.Czy w naszym kraju istnieje wyraźny podział na środowiska poetyckie, czy raczej mamy do czynienia z pojedynczymi nazwiskami rozrzuconymi po kraju – kojarzonymi wyłącznie geograficznie?
5.Którzy poeci nadają ton współczesnej poezji? Czy w ostatnim czasie dołączyły do nich kolejne nowe nazwiska?
6.Portale poetyckie – jaką pełnią rolę?
7.Jaka według Ciebie jest przyszłość poezji?
1.Jaki masz stosunek do własnego debiutu? Jakbyś scharakteryzował instytucję debiutu w ogóle?
2.Czy Twoim zdaniem możemy jeszcze w Polsce mówić o ogólnopolskim obiegu krytyczno-literackim? Czy uważasz, że ostatnia dekada w polskiej poezji współczesnej doczekała się choćby śladowego omówienia?
3.Jaki jest Twój stosunek do nagród literackich w Polsce? Pełnią obiektywną rolę opiniotwórczą, tworzą określone hierarchie literackie? Czy jest uprawnione, aby ich werdykty umownie nazywać „środowiskowymi”?4.Czy w naszym kraju istnieje wyraźny podział na środowiska poetyckie, czy raczej mamy do czynienia z pojedynczymi nazwiskami rozrzuconymi po kraju – kojarzonymi wyłącznie geograficznie?
5.Którzy poeci nadają ton współczesnej poezji? Czy w ostatnim czasie dołączyły do nich kolejne nowe nazwiska?
6.Portale poetyckie – jaką pełnią rolę?
7.Jaka według Ciebie jest przyszłość poezji?
Subskrybuj:
Posty (Atom)