poniedziałek, 27 października 2014

"Topos" 5/2014



Ukazał się najnowszy numer dwumiesięcznika "Topos" - 5/2014. Piąty numer tradycyjnie już wiąże się z prezentacją grupy Topoi (Wojciech Gawłowski, Krzysztof Kuczkowski, Wojciech Kass, Wojciech Kudyba, Jarosław Jakubowski, Adrian Gleń, Przemysław Dakowicz i niżej podpisany). W tym numerze gościem specjalnym jest Feliks Netz. Osobiście zamieszczam pierwodruk wiersza Hillary oraz krytyczną refleksję pt. Mój Świetlicki.

Szczególnej uwadze polecam duży blok wierszy poetów chorwackich w przekładzie Grzegorza Łatuszyńskiego (Tomisa Bajsić, Ana Brnardić, Ivan Herceg, Ervin Jahić, Damir Sodan), Do prezentacji dołączony jest krótki wywiad, który przeprowadziłem z Ivanem Hercegiem.


niedziela, 19 października 2014

Kutabuk w Dworku Sierakowskich - 24.10

W piątek 24 października o godzinie 20 w Dworku Sierakowskich wystąpi Kutabuk - z nowym programem, ale w stałym składzie ( Nowaczewski, Noga, Stromski). 

Zapraszamy!
Pełne info tu:

Koncert w Dworku Sierakowskich

czwartek, 16 października 2014

Po przejściu Czarnogóry

Opowieści o dzikim wnętrzu kraju już zdążyły się pokryć kurzem. Niewiele więc zaznałem tu dzikości, co znaczyło: byłem kimś przez miejscowych oswojonym. A to miejscowi decydują o tym, czy czujesz się podróżnikiem, czy turystą.  Nie ma tu brzydkich miejsc. Dzień po dniu idzie się w słońcu rozświetlającym krajobrazy olśniewające  jak z egzotycznych pocztówek. Prawie brak tu zwartych wsi – bywało, że przejdziesz przez całą miejscowość i nie spotykasz nikogo. Po paru dniach, gdy doszedłem do Niksić, drugiego pod względem wielkości czarnogórskiego miasta, czułem się jak w wielkiej metropolii. Bo były tu wieżowce i samoobsługowy market, puby i wszystko, co miejskie. Wspaniali, spokojni ludzie. Przyjaźni kierowcy. Żadnych stresujących sytuacji, co najwyżej przejdziesz się sto metrów ramię w ramię z pijaczkiem, który jak ekscentryczny kibic  podczas kolarskiego touru próbuje dotrzymać ci kroku. Najbardziej rozczulały mnie wiejskie sklepiki. Można było w nich kupić tylko napoje. Sprzedaje się tu tylko to, co trzeba kupować. Czasem był to maciupki kiosk, czasami puste pomieszczenie z kontuarem. Idealna imitacja rzeczywistości z niewielką liczbą interaktywnych elementów. A wokół cisza, bezruch, intensywność tej ciszy. Nawet psy śpią w budach, bo nie chce się im szczekać w upał. I szedłem sobie tak i szedłem . Aż doszedłem. Czarnogóra jest mała. Dziewięć a w zasadzie siedem dni, 260 kilometrów i… kraj się urwał jednym z najpiękniejszych widoków, jaki można sobie wyobrazić. Staje się kilometr ponad migotliwą płaszczyzną wrzynającej się w góry zatoki. Dalej, za półwyspem, widzisz rozlewający się szeroko Adriatyk.  


Czego chcieć więcej?






piątek, 10 października 2014

W Bukareszcie

Ale najpierw droga do Bukaresztu, kontrola paszportów przy przekraczaniu Mostu Przyjaźni. Wrażenie rozpierduchy totalnej na dworcu w Giurgiu a potem ciągnące się wzdłuż torów śmietniska. Granica miedzy brzydotą a pięknem jest płynna a Bukareszt właśnie się budzi . To szczęście widzieć miasto w chwili przebudzenia i chłonąć jego dynamizm. Odnosi się wrażenie, że te ulice tutaj są trochę jak lotne piaski, że gdy wróci się tu za parę lat mogą zmienić się dokumentnie. Nie ma więc po co przywiązywać się do wspomnień. Co napisać o Bukareszcie po ledwie dwu dniach pobytu?





Te same marki, te same sklepy i tylko egzotyczne te cygańskie harce, jakieś porachunki czternastoletnich Cyganów, gonitwa opodal wejścia do galerii handlowej. Ci sami turyści, bywalcy stolic, hostel z pubem i wieczorny międzynarodowy kurs po pubach. Koszmar jako symbol miasta, wiszące nad nim marzenie satrapy, którego krwawy koniec jarzy się gdzieś w przebłyskach dzieciństwa. Można pomyśleć, że w pałacu tym nadal urzęduje jakiś mroczny tyran albo uwięziona w nim jest bajkowa Buka, która wlazła w nazwę tego miasta, zaanektowała ją jak cichy okupant. Ale to tylko gdzieś skrywające się po zakamarkach cienie, uśpione demony. Bo na ulicach młodość, śmiech, choć i starość, rozkład i żebractwo. Gdzieś w połowie drogi między jednym i drugim spotkasz się z Bukaresztem. Ale nie będziesz potrafił tego nazwać.


Synagogi. Niedaleko miejsca, gdzie mieszkałem była dzielnica synagog. Powtykanych między nowe wysokie budynki. Wygasła dzielnica. To prawda, że Bukareszt jest jak wulkan; na zewnątrz lawa ludzi płynących przez ulice. Ale pod spodem też wygasłe wulkany i ślepa przeszłość. Minione Orienty. Przykrywany przez inne naloty nalot państwa Osmanów.  Progi cerkwi i przekroczenia, przechodzenia. Obroty ciszy w gwar i na odwrót. Wielkie budynki państwowych instytucji a dosłownie pod nimi Cyganie... rozkładają stoliki. Gdzieś trafi się stara kamienica jak zepsuty ząb i urywek podwórza, gdzie mają swoje gniazda, z których wychodzą i władają kawałkiem chodnika albo bramą.


Anonimowość pomników. Na jakimś pobocznym placyku widzę czyjeś popiersie. Podchodzę bliżej, żeby sprawdzić. Tak mam. Niektórzy poeci zawsze się zatrzymują przy pomnikach. Ale nim zdążę odczytać podpis ze zdziwieniem rozpoznaję... twarz górala z Wadowic, który kiedyś tu był. 


Bukareszt to też miasto finezji.
Podszedł do mnie, siwy - bliżej szóstego krzyżyka niż piątego, z reklamówką w ręce, normalnie ubrany, słowem jegomość. Przedstawił się jako Joan. Spytał skąd przyjechałem, czy może w czymś pomóc, czy mam jakiś konkretny cel. Nie miałem konkretnego celu,
-Polska! Adam Mickiewicz! Wasz wielki poeta.
-Tak, tak - ucieszyłem się. Mickiewicz jest dla mnie jak barwy rodzinnego klubu. Klubu nie tak znanego jak wielkie potęgi, ale jednak - kiedyś dawno temu odnoszącego sukcesy - powiedzmy - w pucharze UEFA.
-Oglądałem kiedyś wasze seriale - zaczął po polsku wymieniać tytuły: Czterej pancerni i pies, czarne chmury.
Opisał jeszcze jeden serial, który zidentyfikowałem jako Dom.
-Dużo czytam. Czytałem na przykład Lalkę Bolesława Prusa. Wspaniała powieść - i zaczął wymieniać nazwiska bohaterów.
Potem przeszedł do rzeczy.
-Widzisz Artur, nie wiem jak tam u was jest. Ja nie jeżdżę po świecie. Całe życie jestem tutaj tak jak pan Rzecki w Warszawie. U nas paczka papierosów kosztuje piętnaście lei. Potrzebuję zapalić. Mnie, intelektualisty, nie stać na papierosy. Dasz na fajki?



piątek, 3 października 2014

Sztuka interpretacji. Poezja polska XX i XXI wieku



Nakładem wydawnictwa Fundacja Terytoria Książki ukazała się Sztuka interpretacji. Poezja polska XX i XXI wieku pod redakcją Dariusza Szczukowskiego i Grażyny B. Tomaszewskiej. Znalazł się tam m.in. szkic Tomasza Resmarowskiego pt. O walce z przemijalnością w nocy mlecznej Artura Nowaczewskiego. Cieszy to tym bardziej, że publikacja jest skierowana nie tylko do specjalistów, ale także do szerokiego grona nauczycieli, którzy przygotowują uczniów do nowej matury.