poniedziałek, 28 września 2015

Festiwal Poezji w Sopocie 1-3 października 2015

2 października o 21.30 Kutabuk wystąpi w Dworku Sierakowskich podczas Festiwalu Poezji w Sopocie. Cały program festiwalu poniżej:



K.I. GAŁCZYŃSKI W SOPOCIE
8. FESTIWAL POEZJI
1 – 3  P A Ź D Z I E R N I K A  2 0 1 5  R.
 
 
 

 
CZWARTEK, 01.10
_________________________
Sopot, Galeria w Dworku Sierakowskich, godz. 16.30
Ogłoszenie wyników Konkursu Wiersz+ pt. „Malujemy Gałczyńskiego. W 110. rocznicę urodzin Poety."
Wernisaż prac nagrodzonych i wyróżnionych w Konkursie.
godz. 18.00
Poezja i muzyka (1): Czwartkowe Wieczory Muzyczne – „Wielkanoc Jana Sebastiana Bacha” K. I. Gałczyńskiego w 65. rocznicę powstania poematu. Wykonawcy: Adam Bruderek – skrzypce, Małgorzata Znarowska – wiolonczela, Anna Prabucka-Firlej – fortepian, Krzysztof Kuczkowski – recytacja. Prowadzenie: prof. Krzysztof Sperski.
godz. 20.00
Czytanie Gałczyńskiego w roku 2015
Rozmowa z udziałem m.in. Wojciecha Kassa, poety, kustosza Muzeum K.I. Gałczyńskiego w Praniu, prof. prof. UG Kazimierza Nowosielskiego i Zbigniewa Kaźmierczyka.

PIĄTEK 02.10
________________________
Sopot, dworek Sierakowskich, godz. 17.00
Spotkanie z Renatą Lis („Ręka Flauberta”, „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu”. Prowadzenie: Jarosław Jakubowski.
godz. 18.00
Krytyka literacka, czyli to co najważniejsze: czułość.Promocja nowych książek krytycznoliterackich z udziałem ich autorów: Przemysława Dakowicza, „Obcowanie. Manifesty i eseje”, Adriana Glenia, „Czułość. Studia i eseje o literaturze najnowszej”, Wojciecha Kudyby, „Generacja źle obecna” i Artura Nowaczewskiego „Konfesja i tradycja”. Prowadzenie: prof. Zbigniew Chojnowski, dr Karol Alichnowicz. Dyskusja panelowa.
godz. 19.15
Prezentacja antologii „Konstelacja Toposu” z udziałem autorów: Przemysława Dakowicza, Wojciecha Gawłowskiego, Adriana Glenia, Jarosława Jakubowskiego, Wojciecha Kassa, Krzysztofa Kuczkowskiego, Wojciecha Kudyby, Artura Nowaczewskiego oraz gościa specjalnego, krytyka Tomasza Burka.
godz. 20.30
„Powiedział twórca snów” Jana Erika Volda. Promocja wydanego specjalnie z okazji Festiwalu tomu przekładów z języka norweskiego z udziałem tłumacza Andrzeja Słomianowskiego (Niemcy).
godz. 21.30
Poezja i muzyka (2): „Kutabuk 2.0”. Koncert zespołu Kutabuk w składzie: Artur Nowaczewski– teksty, Jacek Stromski – instrumenty perkusyjne i Jakub Noga – sitar.

SOBOTA 03.10
____________________________
Sopot, dworek Sierakowskich, godz. 16.00
Współczesna poezja Chorwacka. Wiersze czytają autorzy: Ivan Herceg, Ervin Jahić. Spotkanie z udziałem Grzegorza Łatuszyńskiego, tłumacza.
godz. 18.00
Uroczyste ogłoszenie laureatów jubileuszowego 10. Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego. Wystąpienie przewodniczącego Jury red. Wacława Tkaczuka. Prezentacja laureatów.
ok. godz. 18.30
Wystąpienie Elżbiety Czerwińskiej, wydawcy, dyrektorki Wydawnictwa Sic!
Uroczyste wręczenie Nagrody Literackiej MISTRZ. Laudacja: Przemysław Dakowicz.
Recital fortepianowy Daniela Ziomko.
Fontanna na molo, godz. 19.30
Poezja i muzyka (3): Anioły nad Sopotem. Plenerowy performance Krzysztofa Kuczkowskiego – teksty, Marcina Kulwasa – muzyka, kompozycja, reżyseria całości widowiska.

czwartek, 17 września 2015

Recenzja tomiku Kutabuk na portalu Latarnia Morska

Portal Latarnia Morska zamieścił recenzję tomiku Kutabuk. Pani Jolanta Szwarc odradza czytanie tej książki starszym paniom. Nie wiadomo dlaczego 37-letni młodzieniec poszatkował prozę na wersy i przy okazji pogubił przecinki. Najgorszy w zbiorze okazuje się tytułowy poemat, a ja chodzę w krótkich spodenkach i uganiam się za piłką. Muszę przecież rozładować swoją nadmierną motoryczność.W międzyczasie gryzdam.


wtorek, 8 września 2015

Pan Namiocik na tropach Winnetou

Znużył mnie upał, więc zaraz zasnąłem. Autobus utknął w korku  na prawie dwie godziny. Obudziła mnie burza, pioruny, ulewa i Japończycy robiący zdjęcia - ich ekstremistyczny, wyposażony w aparaty turyzm. Ilekroć na nich trafiam w swoich podróżach - przypominają mi postacie z ich komiksów, mangi - wielkie oczy i rozdziawione wąskie usta. A miejsca prawdziwie nieskażone, niezbanalizowane - są miejscami bez Japończyków. 

Na pierwsze ślady wojny sprzed lat dwudziestu trafiam w Karlowac. Muzeum, z czołgami i innym sprzętem wojskowym. Karlowac jest ponury, mroczny jakby odcięty od dopływu pieniędzy, który widać wszędzie w drogiej Chorwacji. Na murach napisy: "Ante Gotovina - bohater, a nie zbrodniarz!" Widzę też ślady walk na domach, zwłaszcza gdy zaczyna się teren, który był kiedyś Republiką Krajiny. Niewysokie wzgórza, pokryte lasem, w którym wsie są poukrywane tak, że miejscami zdaje się prawie bezludnym. Wychodzi słońce, jest pięknie. Patrzę na Japończyków. Śpią. Pootwierali buzie jak rybie pyszczki. Śpią ich aparaty, flesze. Jestem w czasie, którego nie ma. I którego już dla nich nie będzie. Obudzą się w Plitwicach, podrepczą do hotelu, przywiozą setki zdjęć z wodospadów. 



Ale najbardziej Plitwice kochają chyba Niemcy. O tym świadczą te wszystkie Zimmer Frei po drodze. Tu przecież kręcono Winnetou. Są knajpy nawiązujące do ekranizacji powieści. Są albumy dokumentujące filmowe plenery, są filmy na youtube, gdzie Niemcy podążają śladem wodza Apaczów. 

I ja wychowałem się na książkach Karola Maya. Nie pamiętam, co w ramach handlu wymiennego dałem za pocztówkę z Pierrem Brice. Nie wiem nawet, czy oglądałem wtedy któreś z tych ekranizacji... Bo w tamtych czasach wiedziało się o istnieniu jakiegoś filmu i można go było nie zobaczyć przez lata. Nie było video, nie było Internetu, ani tym bardziej youtube. Były tylko dwa programy telewizyjne. Nasz Neptun był czarno-biały, więc nawet jeśli kiedyś widziałem Skarb w srebnym jeziorze, to nie znałem turkusowego koloru Plitwickich Jezior, po których śmigały kanoe. Pocztówka była czymś cennym jak jakiś znak z innego świata. Jeszcze nie nadeszła era VHS, choć już krążyły legendy o Rambo i Kommando. A na Maya ciężko się było załapać w szkolnej bibliotece. Bibliotekarka podsuwała więc Longina Jana Okonia i Yacta Oyę. I też było dobrze. Ojciec pokazywał swoje górskie buty i mówił: "to są buty starego trapera". Nie widziałem większej różnicy między nim, a postaciami z tych książek. Chociaż oni spali w amerykańskiej puszczy, a on wędrował przez Wyżynę Krakowsko-Częstochowską. Też postanowiłem zostać traperem. Marzyłem, żeby być. Mądry wybór. Gdybym marzył, żeby mieć - pewnie miałbym zawsze za mało. 




Pierre Brice umarł w czerwcu. A ja puszczałem sobie filmy z nim w kinie domowym - tandeta tych strojów, ich dziwna teatralność, pstrokatość w idyllicznym chorwackim krajobrazie zamieniała opowieść na ekranie w to, czym była na papierze - jakąś baśń oderwaną od rzeczywistości. To była wersja z dubbingiem. Winnetou nie chciał mówić po niemiecku, nauczył się polskiego.  

Camping nazywał się Bear, ale nie spotkałem tam syna łowcy niedźwiedzi, tylko sympatycznych właścicieli, którzy na wejściu poczęstowali mnie rakiją. Byłem jednak dla nich tylko jednym z setek turystów przewalających się przez Plitwice, w dłuższe rozmowy się nie wikłali. Do Plitwic było stąd dobre osiem kilometrów. Kolejka do parku była horrendalnie długa, a bilety tak drogie - że w ramach kompensaty napływałem się łódką i najeździłem ciuchcią jak dwunastolatek, jak masowy debil. Szło się w tłumie po tych mostkach, oglądało się cudowne turkusy wody, dziesiątki wodospadów, wodę znikającą w dziurach między korzeniami niczym w dziwacznych wirach na pułapie leśnego runa. Byli tu wszyscy turyści z wielojęzycznego Babilonu. Byli i Polacy. 
-Poczekaj, niech to bydło przejdzie! - powiedział ojciec do swojego synka.
Przeszedłem. 
Veni, vidi. Auf Wiedersehen, Winnetou. 



czwartek, 3 września 2015

W Zagrzebiu


            Pierwszym wspomnieniem Zagrzebia jest burza na ulicy Petrinjskiej - wychodzę na mały balkonik wiszący parę pięter nad jezdnią i patrzę w ten deszcz, na ludzi w knajpce naprzeciwko. Trzaskają pioruny, szumi ulewa - a ten Zagrzeb jest niedopowiedziany, jeszcze może być wszystkim.


Chciałoby się trwać w tym niedopowiedzeniu, ale następnego ranka wyjdzie się na ulicę. Co się zobaczy? Zadrzewiony Trg Kralja Tomislava wiodący do centrum i - w niedzielny ranek - pary z zespołów folklorystycznych na alejach parku. Swojskość środkowej Europy. Piętrowość centrum - gwarny Dolny Grad i pustawe uliczki Górnego. Feerię świeżych barw na bazarze i mnogość knajpianych ogródków. Wspinać się można na wzgórze, oglądać paradną zmianę warty. Z konnym patrolem, z biciem w barabany. Jej wystawność jest proporcjonalna do młodości Chorwacji. Bo Chorwacja jest młoda, choć jej kultura stara. Miasto też stare, szacowne, z tym posmakiem średniowiecza, ale i z centrum dziewiętnastowiecznym, z tramwajami et cetera. No i dość świeża stołeczność.



W katedrze, w centralnym miejscu, grób kardynała Alojzijego Stepinaca, którego Jan Paweł II ogłosił błogosławionym. I widać, na czym buduje się polityka historyczna Chorwatów - na tej właśnie postaci. Ostatnio papa Franjo (tak się mówi tu na papieża Franciszka) po protestach Serbów wstrzymał jego kanonizację. Czym się kierował polski papież postępując odwrotnie? Widział w kardynale zapewne patriotę, antykomunistę, takiego chorwackiego Wyszyńskiego. I jedną decyzją zapewnił sobie w tym kraju serdeczną pamięć. Gdy poczytać trochę więcej o życiu Stepinaca, zdaje się, że można z pozostawionych cytatów oraz skrajnych opinii ulepić kilka postaci. Jedne są jasne, drugie ciemne. Szczególnie z czasu II wojny światowej, gdy niejednoznacznie wyglądała polityka ówczesnego arcybiskupa wobec ustaszy. Tak jest zawsze - gdy w jednym miejscu krzyżują się polityczne, religijne i narodowe interesy i gdy szuka się postaci wyrazistych, wszystkim znanych... Tego nie wiem jeszcze, ale przeczuwam, krążąc kilka godzin po centrum Zagrzebia i czekając na autobus do Jezior Plitwickich. Wyjadę z przeświadczeniem, że czuję się dobrze i swojsko w tym mieście.