środa, 23 kwietnia 2014

Wiersze na portalu elita-libro

Portal elita-libro rozpoczął publikację wyboru moich starych wierszy. Na pierwszy ogień poszły schizy hobbickie.  Powstały latem 2007 roku, kiedy nocowałem pod gołym niebem na wydmach w Czołpinie. Co mi się przytrafiło potem opowiem kiedyś prozą. Literatury często nie trzeba wymyślać. Wystarczy nadać literacką strukturę temu, co nas spotyka.

środa, 9 kwietnia 2014

Wiersze w czeskim piśmie "Souvislosti"



W numerze 4/2013 czeskiego pisma "Souvislosti" ukazał się blok wierszy autorów Topoi. W tym moje dwa moje teksty - "czas telefonów stacjonarnych" oraz "34". Wiersze przełożył Jiří Červenka

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Ruch w grajdole - na marginesie artykułu Franaszka

Świat literatów jest małym grajdołem, w którym wszyscy się znają albo są znajomymi znajomych. Od dwóch tygodni słyszę, że te i ów ustosunkował się do artykułu Andrzeja Franaszka „Dlaczego nikt nie lubi nowej poezji?” Słychać nowe głosy oburzenia albo środowiskowe prychania. Tak dzieje się ilekroć temat poezji wpłynie na szerokie wody dużych mediów a takim jest „Gazeta Wyborcza”. Literaci są rozdrobnieni, skłóceni, zatomizowani, ale niezwykle czuli na to, co napiszą w tej lub innej centrali. Kogo nazwisko wymienią, kogo zganią. 

W jednym zdaniu można to streścić tak – Franaszek zaatakował za niezrozumialstwo lingwistów i poetów skupionych na językowych grach a wychwala tych, co są blisko życiowego konkretu, doświadczenia. Mało finezyjny dialektyczny podział, do tego jeszcze łamiący się głos gazetowego tytułu „Dlaczego nikt nie lubi…” Skąd słowo „lubi”? Chyba winna jest temu Szymborska ze swoim „niektórzy lubią poezję”. Tymczasem ludzie jeżeli już lubią, to całkiem różnych autorów. Najwięcej – pewnie księdza Twardowskiego, Poświatowską, czy wymienionego przez Franaszka Herberta. Tylko jakoś od tego lubienia nie przybywa świadomych czytelników współczesnych wierszy. Swego czasu ktoś wpadł na kretyński pomysł, „wklej wiersz na facebooku” – i tak ciągnął się ten łańcuszek, pomiędzy sieciowym śmieciem lądował to Wojaczek, to jakiś inny nieszczęśnik. Cały ten „poetycki” poryw nie miał żadnego sensu. Bo albo się poezję czyta, albo się ją lajkuje. Ale walka o lajki trwa. Być może więcej lajków wyląduje teraz za sprawą Franaszka – na wymienionych przez niego metafizykach prowincjonalnej codzienności. Zamiast lingwistycznych zawijasów lajk na mysich bobkach w rogu komórki. Poniekąd tekst Franaszka swoją rolę spełnił.

Co parę lat jakiś artykuł wzbudza wzburzenie w poetyckim grajdołku, pozostali czytelnicy dziennika raczej nie dostrzegają nawet, że taki artykuł się ukazał a gazeta ląduje po paru dniach w koszu razem z obierkami kartofli. Pamiętam, że gdy byłem na studiach Zdzisław Pietrasik w „Polityce” wyśmiał parę przypadkowych tomików. I tym wówczas literaci się oburzali, wczoraj dyskutowali o lansie młodych zaangażowanych w „Przekroju”, dzisiaj będą ekscytować się tekstem Franaszka… Nie są to absolutnie wydarzenia, które popychają naprzód polską literaturę. Odpowiedź na pytanie „Dlaczego nikt nie lubi” – jest bowiem prosta i banalna. Bo poezja dziś przegrywa prawie ze wszystkim. Jest wiele ciekawszych rzeczy w tym świecie zmieniających się kadrów internetowo-medialnego śmietniska niż żywienie się wierszami. 

Wiersze mimo to tak czy siak będą powstawać. Zamiast tych ruchów pozornych, jałowych dyskusji chciałbym usłyszeć od kolegów piszących dlaczego młodym podoba się Karpowicz albo Wirpsza, bo przecież nie jest to chyba tylko kwestia środowiskowej mody. Żeby zaczęto wymawiać inaczej nazwiska "Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert" niż ćwierć wieku temu "Wanda Wasilewska, Cyprian Kamil Norwid". Może ktoś by oddzielił to co jest przejawem specyficznych poetyckich subkultur od tego co jest blisko energii ojczystego języka, wyobraźni ludzi mówiących po polsku? Może postawiłby pytanie, co tworzy w tym kraju społeczny wizerunek ludzi parających się pisaniem wierszy poza ich kółkami wzajemnej adoracji? Co zostanie z dzisiejszej polskiej poezji, z jej hierarchii, gdy obrać ją z pseudoartystycznych póz, instytucjonalności, z etykietek, ze stempli nagród?

 Wtedy możemy pogadać. 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Urywek XV - nikt nie mieszka w pokoleniu

Jest to sprawa najzupełniej normalna. Nie mogą ci dyktować, kim jesteś, bo będziesz się ciągle tłumaczył kim nie jesteś. Wszędzie możesz spotkać ludzi „prawdziwych”. Prawdziwych Polaków, prawdziwe kobiety, prawdziwych mężczyzn, prawdziwych katolików, prawdziwych kibiców, prawdziwych humanistów, poetów prawdziwych, prawdziwych odmieńców, prawdziwych sukinsynów, normalnych ludzi, prawdziwą miłość, prawdziwą realizację, prawdziwe marzenia. Wszędzie spotkasz władzę przymiotnika, tylko że przymiotniki doczepiają ci inni a ich język krąży wokół kilku rzeczowników, które przyporządkowują cię do zbioru. A w zbiorze jak to w zbiorze. Ci bardziej, ci mniej. Ci na czele, w czubie tabeli a ci w strefie spadku.

Czasami jest tak, że sam sobie stawiasz kapliczki, wstawiasz do nich stereotypowe ikony. Ikonę stabilizacji. Ikonę kontestacji. Ikonę sukcesu. Ikonę patriotyzmu. Ikonę męskości. To prawda, z czasem przychodzi się zgodzić na jakieś formy. Ale nie „:bo tak trzeba”, ale z samego siebie, gdy wypływa to z nas naturalnie. Formie autentyczność nadaje dopiero dojrzałość. Ona do jednych przychodzi wcześniej, do innych później. Do innych nie przychodzi wcale. 

Cóż. Nigdy nie mieszka się w pokoleniu. Na szczęście! Pokolenie się skończyło w momencie, gdy zdałeś maturę. Dalej następuje proces rozdrobnienia. Chwilowych sojuszy. Chwilowych wspólnot. Cyklicznych rozpadów. Kłopotów z zatrudnieniem. Twoim życiem nie jest pokolenie, ogólny wzorzec, ale te kilka więzi, z których można zbudować gniazdo, wspólny weekend, wyjazd na wakacje. Twoim życiem jest to, co stałe, co nie podlega modzie, sezonowości, kryzysowi, wynikom wyborów. Nawet chwilowym porywom uczuć targających to w prawo, to w lewo. Wtedy co zostaje? Kilku członków rodziny, przyjaciół, kilka pasji, kilka wartości, których nie można się wyrzec. I to ognisko, do którego się wraca. Które się nawzajem podtrzymuje, żeby grzać się przy ogniu. Nikt rozsądny nie powie, że ten ogień to tylko ciepełko. To wysiłki, zwątpienia. Twoja twarz staje się w tym ogniu, to bywa bolesne, ale piękne.