wtorek, 28 czerwca 2011

Stacja Kutno


Na festiwalu Złoty Środek Poezji byłem po raz czwarty. O tej imprezie pisałem już w 2009 roku, na szczęście festiwal odbywa się nadal i znów zastałem Kutno takie, jak ze swoich nawarstwiających się coraz wspomnień. W 2009 roku pisałem: Przez kilka dni wieczory autorskie, konkursy, spotkania, gadania, odsłaniania poetyckich murales, flanowanie po Królewskiej, flanowanie po rynku. Itede. Itede. Przyjeżdżałem już do Kutna, żeby słuchać poetów czeskich, słowackich, rosyjskich... Festiwal kameralny, bez wielkiej ilości fleszy, bez tłumów, ale w tym właśnie jego urok. Zawsze kogoś nowego tu poznałem, zawsze była okazja do dłuższej rozmowy. Czas w Kutnie biegnie wolniej. Przez cały czas sączy się piwko w zieleni parku w ogródku piwnym przed KDK. Jest czas na snucie się po mieście, na flaszkę żołądkowej, oddanie czci żołnierzom września itede. Są wreszcie gospodarze - Artur Fryz i Ola Rzadkiewicz, bez których ta impreza nie byłaby tym samym, bo nic się nie dzieje samo, ale jedynie dzięki energii pojedynczych ludzi i ich pasji. Dlatego Kutno nie kojarzy mi się już z piosenką Kazika. To tu Milosz Doleżal opowiada o zamachu na Heydricha w Pradze, to stąd wyjeżdżamy w środku nocy do jakiegoś góralskiego zajazdu, to tu widzimy na rynku pluton Błękitnej Armii Hallera; to tu zdarza się wiele rzeczy, ciąg nazwisk poetów, których tu nie wymienię, bo - do licha - za młody jestem na jakieś memuary. 

W tym roku kilka pięknych wspomnień dorzucę. Cieszę się, że wybrzmieliśmy w Kutnie z Kutabukiem i że najprawdopodobniej będę miał tego koncertu zapis video. Jest szereg innych obrazów, anegdot, ale nie czas, żeby je tu wymieniać i robić jakieś podsumowanie. To wszystko jest w ruchu. Festiwal nie umarł i mam nadzieję, że w tej formie będzie trwał i się rozwijał. Co mogę dodać? Nieodłączną częścią Złotego Środka Poezji jest wręczenie nagród na poetycką książkę debiutancką roku. Być może są nagrody, takie jak choćby Silesius głośniejsze medialnie, ale to Kutno jest dla mnie co roku wyznacznikiem tego, kogo z debiutantów warto przeczytać. Raz - że nie zgarnia całej puli jedna książka, usuwając w cień pozostałe. Dwa: skład jury, który bardzo cenię. No powiedzcie sami:Karol Maliszewski, Krzysztof Kuczkowski, Wojciech Kudyba, Artur Fryz i last but not least Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki. To są postacie z różnych parafii, które nie nie tworzą środowiska wzajemnej adoracji, silne osobowości twórcze. W pierwszy dzień festiwalu odbywa się też konkurs jednego wiersza, którego uczestnicy nie rozjeżdżają się od razu do domów, ale spędzają wspólnie czas. Ściągają tu autorzy, często z małych miejscowości, którzy na codzień nie mają kontaktu z piszącymi w Polsce, bo Kutno na dwa dni zmienia się w centrum poetyckie Polski.

W tym roku wróciłem z Kutna z bardzo niebanalną pamiątką - antologią Pociąg do poezji. Intercity. Artur Fryz zebrał w niej wiersze z motywem kolejowej podróży autorstwa 63 poetów z siedmiu krajów, z kilku
literackich pokoleń. Łączy ich to, że wszyscy byli w Kutnie. Być może to jest najlepsza summa tego, co dotąd się tutaj wydarzyło. Niektórych tych poetów znam z życia, większość z nich z wcześniejszej lektury. Rzucę kilka tylko nazwisk: Zadura, Tkaczyszyn-Dycki, Wencel, Doleżal, Bondar, Engelking, Honet, Kass, Hałyna Kruk, Matusz, Grzebalski, Melecki i wielu wielu innych. Jeszcze przede mną lektura tej książki "od deski do deski". Ciekawym zabiegiem, jakiego dokonał Artur Fryz podczas redakcji jest odwrócenie porządku alfabetycznego. Sprawiło to, że nazwiska są ułożone w innym niż zwykle sąsiedztwie. Obok mojego są np. dwa nazwiska autorów, które kojarzą mi się z koleją. Po moim wierszu następuje wiersz mojego przyjaciela Dawida Majera, z którym nomen omen odbyliśmy podróż PKP do Kutna w 2009 . Akurat ten jego wiersz jest dla mnie ważny szczególnie, bo odnajduję w nim pokłosie naszych długich rozmów. Natomiast przed moim tekstem jest wiersz Przemka Owczarka, z którym jedyną dłuższą rozmowę też odbyłem w pociągu - było to bodajże w maju 2007 roku, kiedy nad ranem wracaliśmy z festiwalu w Brzegu i wspólnie jechaliśmy do Wrocławia. Tak więc jedno zerknięcie do książki już otworzyło mi w głowie szereg obrazów i leżące gdzieś na  dnie pamięci echa.


Zdjęcia i relacja z imprezy pod adresem Kutnowskiego Domu Kultury:
http://www.kdk.art.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz