Gdzieś, zdaje się, między Gołubiem a Krzeszną nad
torami kolejowymi przechodzi most, którego balustradę ktoś pomalował na różowo.
Co za pomysł! Róż – tak mi się zdawało,
to największa sztuczność. Najbardziej irytująca, stereotypowa, przeróżowiona - w
torebkach i bluzkach. Kicz. Więc gdzie tu róż – w ten dzień grudniowy, na
bezśnieżnych Kaszubach? Porażka. Potrzebowałem dopiero jej oka, żeby zobaczyć
to wszystko inaczej. „Co ty mówisz – powiedziała Anetka -właśnie ten róż, nie wiem czy
ten kto go tu umieścił, miał tego świadomość, doskonale tu pasuje. Róż to
naturalny kolor, zobacz, przecież te drzewa – tam ( i wskazała na wzgórze) - przecież
one są różowe!” Nie chciałem wierzyć, ale gdy się im zacząłem przyglądać, tak,
faktycznie, w ich koronach przysiadł róż, dyskretny, wtopiony w krajobraz tak,
że był prawie niedostrzegalny. Inaczej teraz spojrzałem na pomalowany most. Różowa
balustrada zaczęła się stapiać z otoczeniem, jakby podkreślać swoje tło,
zamiast świecić żarówiastym różem. Człowiek wyjmuje kolory z natury i zmienia
ich konteksty. W naturze pozostają w harmonii z otoczeniem. Tam, gdzie kolor
ulega władzy człowieka, może stać się swoją karykaturą. Wczoraj, w lutym, gdy wędrowaliśmy
kaszubskim szlakiem, zobaczyłem znów różowe drzewa i teraz okazało się, że to
brzozy. To gałęzie brzóz o tej porze roku jawią się właśnie tak. Wcześniej bym
ich nie zauważył, nie postrzegałbym ich w ten sposób, ale byłem w swoim życiu
dalej - o jeden pomalowany na różowo most.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz