A był to czas czarno-białych telewizorów, w
których często nie było nic, tylko ekran kontrolny, a czasem nawet zamiast
ekranu kontrolnego padał śnieg. Był to świat, w którym albo coś było
amerykańskie albo ruskie. Bóbr zaś był europejski i można go było oglądać na
pięknej barwnej tablicy w tłumaczonej z języka słowackiego książce Świat Zwierząt. Wydawca: Państwowe
Wydawnictwo Rolnicze i Leśne. Czarna śliska obwoluta. Krótkie noty, ale przede
wszystkim te wysmakowane tablice. Ich przeglądanie miało coś z nabożeństwa,
pozwalało zbliżać się do prawdy. Barwy natury były tu odtworzone z pełną
precyzją. Żadnych podkoloryzowań. Żadnego poprawiania. Doskonała mimetyczność.
Arcydzielność pędzla. Świat tej książki był stabilny, brzmiał jak wyrocznia.
Dotyczył Czechosłowacji, więc pozostawał lekko przesunięty, importowany. Nie
było google’a, żeby sprawdzić, gdzie znajdują się w Polsce populacje żubra,
jaki jest obszar występowania rysia, gdzie spotkasz się z bratem swoim niedźwiedziem,
z siostrą twoją pustułką. Ale były proporcje. Coś było rzadkie, coś pospolite.
Bóbr był rzadki. Kiedy więc po zmroku wyłonił się spod wykrotu koło orłowskiego
klifu, trudno było uwierzyć w jego istnienie. On zaś zatrzymał się, nie mogąc
nas wyminąć na wąskiej plaży, poczłapał do wody, opłynął łukiem i kontynuował
swoją podróż. Od czasu Świata zwierząt, od
1986 roku nie aktualizowałem bobra. Widziało się co prawda wiele razy żeremia w
Borach, nawet ostatnio na Wolinie, odkrywało się wyszczerbione siekaczami pnie,
jakby przygotowane na sztywny pal Azji. Ale wciąż było to gdzieś w głębi, na
obrzeżach. Na pewno nie na gdyńskiej plaży. Po powrocie szukałem więc w Internecie bobrów.
Niszczyły wały przeciwpowodziowe na Żuławach. Nagrywano ich obecność na
ulicach, plażach. Dokumentowano ataki. Bóbr rozplenił się, umocnił, a na koniec
wylazł na orłowską plażę i wyminął nas - zdumionych. Od czasu Świata zwierząt minęło trzydzieści lat.
Od czasu Świata zwierząt zmienił się
świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz