Teraz
jednak byłem gdzie indziej - szedłem wzdłuż Żegliny. Z mżawki, wyłonili się przycupnięci
nad wodą zakapturzeni wędkarze. Na wzgórzu zamkowym, spośród starodrzewu i
posadzonego tu niedawno berberysu zamiast średniowiecznych ruin sterczały włazy
niemieckich bunkrów, wejście do bazy UFO. Od Wzgórza można było skręcić na niskopienną
dzielnicę rybacką, minąć „Rynek Praski” wspiąć się brukowaną pochyłością do
starego miasta. Z kolei idąc groblą, zagłębiało się już w krajobraz polskiego
niżu. Harmonijnie kończyła się przestrzeń miejska, a zaczynały łąki.
Gdy
jedzie przez Polskę, przez ten cały jaskrawy cyrk bilbordów i eklektycznych bez
ładu i składu stawianych zabudowań, myśli się o nudzie tego płaskiego kraju. W
niej miasto takie jakie jak Sieradz jest jednak wydarzeniem, bo kraj to na tyle
duży, że ma zakamarki nie tylko na krańcach i obrzeżach. Nie chroniło to
Sieradza przed zarazami, pożarami, a nade wszystko – wojną. Nie tylko tą
ostatnią. Pojawiali się tu Tatarzy, Szwedzi i nieoczywiści tak daleko na
południu Krzyżacy. Ci ostatni spalili miasto, wymordowali dużą część jego
mieszkańców, nie szczędząc kobiet i duchownych. Przeor dominikanów błagał krzyżackiego
komtura, którego zresztą znał ze swojego pobytu w Elblągu, o oszczędzenie klasztoru.
W odpowiedzi usłyszał w języku Prusów słowo „Ne prest” (nie rozumiem). Jakże
pasuje tu fraza Herberta „wrogowie muszą się zmieniać/ nic ich nie łączy poza
pragnieniem naszej zagłady”. I tu
w zasadzie, mógłbym zakończyć, bo jakże pięknie kończy się Herbertem. Gdy jednak
wygrzebie się z internetu nazwisko
elbląskiego komtura –Hermana von Oettingen,
można się dowiedzieć, że niedługo potem dostał się do niewoli pod Płowcami. Dostał się i
został niezwłocznie – na rozkaz króla Łokietka - wraz z częścią jeńców zamordowany.
Tak więc historia nie ma żadnej puenty. Ale jest Sieradz…
Sieradz jako puenta Polski. Dobre.
OdpowiedzUsuń