wtorek, 24 czerwca 2014

Grafomani - moje typy. Pełna lista!

Grajdoł ma swoich bohaterów, którzy niestrudzenie pracują na swoją markę, żeby zaistnieć i się liczyć. Tylko tutaj! Instruktaż grafomańskich strategii lirycznych i strategii przetrwania!

Domokrążca – pracuś.  Co roku wydaje tomiki własnym sumptem albo sumptem swojej fundacji. Rozdaje i sprzedaje je po całej Polsce, inkasuje honoraria od domów kultury na północ i południe od Konina. Ludzie są leniwi, dlatego musi dotrzeć do nich domokrążca, poeta pierwszego kontaktu. Domokrążca lubi się chlubić, że po Szymborskiej jest najlepiej znanym poetą w Otwocku. To żywy obraz ludzkiego dramatu -  jego poezja „dociera” do ludzi a jest ignorowana przez "krytykę".

Domokrążca wirtualny – sieciowa mutacja domokrążcy. On wie, że życie literackie to matriks. Dlatego swoją akwizycję zaczyna od krytyków, recenzentów, redaktorów, tłumaczy. Skwapliwie kolekcjonuje adresy e-mailowe, których właściciele coś mogą napisać o jego tomikach w gazetach, pismach literackich, portalach. Bombarduje ich pocztą z nowym tomikiem w pdfie. Uważajcie! Fragmenty waszych grzecznościowych prywatnych listów mogą mu posłużyć jako blurby.

Kacyk. Kacyk to człowiek o wyrobionej, ale ciągle zagrożonej pozycji. Wedle typologii Kisielewskiego Polak z kategorii „pan nie wie kto ja jestem”.  Życie kacyka to ciągła wojna. To nieudany Władysław Łokietek rządzący Brześciem Kujawskim. Niszczą go, miażdżą, ale on się nie poddaje. Powraca i wypływa. Nawet jak spuścisz wodę.

Kaskaderzy – przez książkę Marxa o kaskaderach literatury przechodziła kiedyś każda pisząca młodzież, niektórzy nigdy już nie wytrzeźwieli. Kaskaderzy poezję zaczynają pisać w wieku, gdy sięgają po papierosy albo kiedy pierwszy raz urżną się do nieprzytomności. Każdy jeden to Jim Morrison z twarzą Stanisława Przybyszewskiego. Występują w gronie kaskaderów przybocznych - ktoś przecież musi opowiadać o ich kolejnych zaliczonych dupach i pijaństwach. Bez oczu bliźnich kaskaderzy i ich kabotyńskie gesty tracą sens. Dlatego pojawiają się zawsze tam, gdzie największa ilość ludzi może ich zauważyć – w centrum, na demonstracyjnym obrzeżu albo na facebooku.  

Patriota – każde miasto i wieś mają swojego patriotę, który w męskich rymach powie całą prawdę o ojczyźnie.  Już jutro w „Naszym Dzienniku”.

Podolski – dlaczego?! Dlaczego Lucas Podolski?!

Srebny Patafian – właściwie laureat Srebnego Patafiana.

Tkliwa – pisze tylko na papeteriach w różowe serca. Te serca są pełne poezji. A ty znowu odszedłeś.

Trauma – możesz być pewien:  ktoś w tych wierszach umrze i nie zabraknie miejsca dla rabina na rozkładanym krzesełku.

Wodotrysk – nikt nie wie o co chodzi w wierszach, które wytrysły po lekturze Andrzeja Sosnowskiego. Ale czy o to chodzi by wiedział?

Związkowiec – starsza generacja, kolejna kadencja. Członek Zlepu albo Espepu. Członek Środowiska. Reprezentant twórców, deputat na zjazd w Warszawie. Prezes, wiceprezes, w latach od do. Jedyny taki Herbert albo Iwaszkiewicz w naszym mieście. Z prawdziwie Miłoszowskimi aspiracjami.  Niestrudzony sygnatariusz listów otwartych albo donosów.


Podobieństwa do istniejących osób są przypadkowe. Jeśli ktoś z literatów się rozpoznał w tej typologii - to nie moja wina, że jest typowy.

4 komentarze:

  1. Ciekawy tekst. Rozumiem, że prześmiewczy, mimo to zaciekawił mnie fragment: "Dlatego swoją akwizycję zaczyna od krytyków, recenzentów, redaktorów, tłumaczy skwapliwie kolekcjonuje adresy e-mailowe, których właściciele coś mogą napisać o jego tomikach w gazetach, pismach literackich, portalach. Bombarduje ich pocztą z nowym tomikiem w pdfie." Czy chodzi o, że promowanie własnej twórczości jest samo w sobie grafomańskie? Staram się dociec, co jest nagannego w wysyłaniu publikacji dziennikarzom i innym liderom opinii. Nie jestem ze środowiska literackiego, dlatego potrzebne mi dodatkowe wyjaśnienie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Sławomirze, chodzi o sytuację, gdy przeciętny autor poświęca wiele czasu na autopromocję. Jego uporczywość przynosi w końcu efekt w postaci tego, że jego słabe książki są częściej omawiane niż na to zasługują. Samo nazwisko autora staje się w tym wypadku medialnym humbugiem. Nie autopromocja jest grafomańska, ale grafoman ze zmysłem marketingowym pozostaje nadal grafomanem. Samo wypromowanie słabej książki nie czyni jej lepszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to się uspokoiłem:) Pytałem, bo ostatnio zastanawiam się nad promocją w kulturze: http://widowniablog.pl/czy-pr-jest-kulturze-koniecznie-potrzebny-postawienie-problemu/
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Odnośnie literatury - udział promocji zależy też od gatunku literackiego. W poezji, która jest niszowa i ma niewielką liczbę świadomych odbiorców PR jest mniej potrzebny niż w wypadku powieści współczesnej czy literatury faktu choć marketingowe nawyki coraz częściej stają się udziałem poetów, ale wciąż to wygląda groteskowo (pytanie jak długo?) W ostatnich latach obserwujemy niekorzystne zjawisko, że instytucja nagrody literackiej staje się coraz ważniejsza kosztem krytyki literackiej, której rolą było zwiększać liczbę świadomych odbiorców. Zatem rola PR w literaturze rośnie, ale łączna liczba odbiorców maleje.

      Usuń