Dopiero po wielu
latach doszedłem do przekonania, jak bardzo jednak byłem przez tamten czas
zdewastowany. Zniewolenie wdarło się w umysł, zatruło wyobraźnię, niewidzialne
cugle trzymały mnie na uwięzi i choć widziałem zło i czułem jego skutki, nie
zdołałem tego, co pisałem, wypiętrzyć, unieść wysoko, jak marzyłem, i przez to
uczynić doskonalszym, trwalszym, bardziej porażającym. Grzęzłem tak często,
zapadałem się głęboko. To były koszty. Już do końca nie dam rady. Szkoda.
Marek Nowakowski, Dziennik podróży w przeszłość, Warszawa
2014, s. 158.
To jedne z ostatnich słów zapisanych przez Marka
Nowakowskiego. Marzył, żeby unieść swoje pisanie wysoko, ale ono wodziło go po
knajpach, zakazanych rewirach, melinach. Zapisywało czyjeś marginalne życie,
zaczynało się tam, gdzie odpadał tynk, gdzie spadały ludzkie maski. Żył, pisał
obok systemu, z czasem coraz bardziej przeciw niemu i nigdy nie dał się upupić
ani kupić. Nie wiem, czy jego zmagania, jego porażki, jego usiłowania nie są
ważniejsze niż to, co udało mu się ukończyć, domknąć?
Są ludzie, który otrzymują siebie za darmo i zawsze siebie
już powtarzają i są tacy, którzy całe życie biją się o siebie, mozolnie, przez
wygrane, przegrane, pyrrusowe remisy.
Grzązłem – pisze Nowakowski. Wszyscy grzęźniemy, nie grzęzną jedynie ci,
którzy siedzą po uszy w gównie. Gówno zapycha im uszy, gówno w ich oczach,
gówno w słowach. Gówno w ustach. Gówno jak puenta. Jak znak
przestankowy. Gówno prawda. Są tacy,
którzy mogą mówić cokolwiek. Ich słowa śmierdzą gównem. Nawet gdy używają cytatów.
Zatem szarpaniny Pana Marka są na wagę czystego kruszcu. Jako przesłanie jego ostatnich książek wypływa myśl, że o siebie trzeba walczyć, siebie trzeba wywalczyć. Inaczej już nie będzie.
Zatem szarpaniny Pana Marka są na wagę czystego kruszcu. Jako przesłanie jego ostatnich książek wypływa myśl, że o siebie trzeba walczyć, siebie trzeba wywalczyć. Inaczej już nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz