piątek, 14 grudnia 2012

Urywek XII – dedykuję moim studentom


Paweł Konjo Konnak w swojej wielkiej wspomnieniowej księdze Gangrena : mój punk rock song nie wspomina dobrze studiów filologicznych na UG. W latach osiemdziesiątych w klubach studenckich leciała muzyka disco a co bardziej ambitni czytali zupełnie dla systemu niegroźne książki jak Kaskaderzy literatury i podniecali się twórczością Stachury Edwarda. Była jednak grupka studentów, która nie wtopiła się w tę szarzyznę i to oni później stworzyli Totart. Gdy studiowałem w tym samym miejscu dziesięć lat później o istnieniu Totartu wiedziała garstka, większość tak jak za czasów Konja myślała raczej o tym, jak zdać teorię literatury albo językoznastwo diachroniczne a lista lektur z literatury współczesnej kończyła się na roku 1989. Paru studentów usiłowało lansować swoją twórczość, ale bez większego odzewu, było również pismo Pimka, która padło po dwóch numerach. Sam próbowałem robić „coś” – i redagowałem jeden z pierwszych serwisów poetyckich w internecie. Nie spotykało się to ze specjalnym zainteresowaniem. Zyskałem za to kilku przyjaciół, którzy w swoich środowiskach też próbowali działać, ale większość naszych rówieśników pozostawała wobec tego zupełnie bierna. Byliśmy jak drużyna bez kibiców. Tych, co coś próbowali zrobić ta bierna masa traktowała z lekceważeniem, obojętnością, czasami dawało się wyczuć złośliwe uśmieszki. Mam wrażenie, że po dziesięciu latach, kiedy pracuję tu jako wykładowca znów wygląda to identycznie, jak w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Artystycznie uzdolnieni i ci, którzy chcą robić „coś” są osamotnieni i wyobcowani. Ale jednego jestem pewien – jeśli nie zrobicie nic – pozostanie po was nic. Ani legendy, ani nawet wspomnienia, do których warto wracać. Dla tych, którzy mają wyobraźnię nie ma czasów lepszych i gorszych. Nie można poddać się rzeczywistości.

Wbrew najgorszym przewidywaniom wróżbitów pogody
szeroki klin polarnego powietrza wbity po nasadę w powietrze –
wbrew instynktowi życia świętej strategii przetrwania
inne rośliny z namysłem zbierają siły do skoku
i na czarnych liniach frontu gromadzą pąki przed atakiem –
zanim Prospero podniesie rękę
tarnina rozpoczyna solowy koncert
w zimnej pustej sali
ten przydrożny krzew łamie
zmowę ostrożnych
i jest
jak piękni młodzi ochotnicy
którzy giną w pierwszym dniu wojny w nowiutkich mundurach
podeszwy butów ledwo zapisane piaskiem
jak gwiazdy poezji przedwcześnie zagasłe
jak wycieczka szkolna zabrana przez lawinę
jak ci co pośród ciemności widzą jasno
jak powstańcy którzy wbrew zegarom historii
wbrew najgorszym przewidywaniom
mimo wszystko zaczynają

(Z. Herbert, Tarnina)

4 komentarze:

  1. Ci, którzy chcą robić "coś", znajdują dla siebie przestrzeń poza uczelnią.Ile razy można tracić energię na działanie, które i tak nie będzie miało żadnego odzewu na uniwersytecie? I jeszcze przy okazji narobisz sobie wrogów wśród studentów, bo "liżesz dupy wykładowcom". To raczej nie jest materiał na wspomnienia po latach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo robienie "czegoś" nie jest po "coś". Żeby błysnąć przed kimś, "zapunktować". Żeby się "przydało". Pasje są bezinteresowne. Sam nie lubię określenia "kultura studencka" - kojarzy mi się ono z PRL. Natomiast jest energia generowana przez ludzi, którzy są studentami. W przestrzeni wokół uniwersytetu i poza uczelnią, nawet bardziej poza nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poza uczelnią jest energia. na uczelni pochłaniają ją często drzwi jaśnie panującego nam kanclerza.

      Usuń
    2. Poza uczelnią jest energia... no nie wiem. Przez wiele lat prowadziłem takie niekomercyjne "coś". Znaleźć ludzi do współpracy było bardzo ciężko. A i tak pierwsze pytanie zawsze brzmiało "za ile?".

      Usuń