Dzień
w dzień patrzę przez okna Internetu na Ukrainę, na Majdan. Na rzeczy
przerażające, na ludzi pozostawionych samych sobie przez tzw. zachodni świat w
konfrontacji z bandycką władzą. Szukam relacji świadków, oglądam facebookowe profile
ukraińskich kolegów po piórze, transmisje z Kijowa, gdzie cerkiewne modlitwy
unoszą się ponad dymem z płonących barykad. Rozumiem ukraiński na tyle, by
wysłuchać, co mówią politycy z sceny Majdanu, by usłyszeć jak Majdan oddycha w
internetowych rozmowach, w zamieszczanych zdjęciach, komentarzach bezpośrednich
uczestników zdarzeń. Rozmawiałem, korespondowałem z tymi, którzy na Majdanie
byli, zarówno Ukraińcami, jak i Polakami. Tak, też o prawym sektorze i lękach z
naszej wspólnej przeszłości z czasów II wojny światowej. Cóż poza tym - garść lektur, trochę literatury,
poezji ukraińskiej, trochę książek o Ukrainie pisanych przez Polaków teraz i
dawniej. Niewiele, bardzo niewiele, wciąż za mało i za mało. Wszystko wciąż ze
środka ciepełka. Starczy na sklecenie jakiegoś artykułu w prasie, na jakieś
chwilowe zatrzymanie kadru na pojedynczych osobach, zwyczajnych uczestnikach
dramatu. Niewiele można zrobić, ale nie wolno tracić Ukraińców z oczu, trzeba myśleć o
nich, szczególnie tych, których poznało się osobiście lub w korespondencji - to
absolutne minimum. To, co myślę o postawie Polaków w tych dniach zachowam dla
siebie. To nie jest tekst o nas albo o tych, za których się wstydzimy. Czasem
trzeba wytknąć nosa poza siebie. Po prostu. Chciałem powiedzieć Ukraińcom,
jeśli czytają ten tekst, trzymajcie się, nie dajcie. Zasługujecie na państwo
lepsze niż władza Janukowycza. Na państwo normalne. Jest wielu tutaj, którzy
myślą tak jak ja i którzy popierają Was z całego serca. Jakikolwiek byłby wiek,
XXI czy XIX, czy kontynent jest zapełniony przez monarchie, federacje czy
państwa narodowe, pozostajemy w środku swoich ojczystych języków. I jeśli
chcemy zrozumieć coś z życia sąsiada, trzeba do jego języka zajrzeć, próbować wysłuchać
go bez tłumaczenia. Ze świadomością, że pewne rzeczy są nieprzetłumaczalne. Są jednak
i takie, które nie giną w przekładzie. Dlatego przytaczam to, co napisał ukraiński
rzeźbiarz Hennadij Titow: Przecież
nikt wam nie każe nas lubić. Jak na obiekt westchnień możemy wyglądać zbyt
ekstremalnie. Proszę tylko – traktujcie nas poważnie. Jeżeli nie możecie pomóc,
przynajmniej nie kłamcie na nasz temat. I nie pomagajcie tym, którzy kłamią.
Wystarczy, że jest nam wstyd za własne państwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz