Przyszedł mróz. Dobrze się chodzi po mrozie. Mróz przynosi rześkość. Zima w pełni jest jak księżycowa noc. Słońce w takiej zimie zdaje się jaśniejsze, niebo czystsze. Brakuje jeszcze tylko śniegu, żeby móc założyć narty. W tym mieście zamieszkałem zimą siedem lat temu. To tu nauczyłem się aktywnie zimować. I z tych godzin urwanych bieganinie składa się dla mnie to miasto. Z wzgórz zaczynających się za Działkami Leśnymi. Z euforycznego zjazdu do Demptowa. Ze ścieżki w śniegu wydeptanej u stop klifu. Z porannego mola w Orłowie. Idąc do Sopotu, wchodząc do Koliby lubię sobie wyobrażać, że jestem w górach. I nie boję się tandety tych wyobrażeń; bo nade wszystko liczy się doświadczenie pustki, przestrzeni. Nawet bardziej lubię tu zaglądać, gdy na zewnątrz jest paskudnie. Bo nie ma złej pogody na spacery. Uwielbiam maszerować , gdy sypie śnieg albo gdy leje. Jak świat się kurczy do tych kilku metrów przede mną. I Biegówki! Zakładać je zawsze! Gdy jest wczesny ranek, gdy jest popołudnie. I wtedy, gdy już się robi ciemno. To ciemno, co ogarnia cały las dookoła. Ten moment, kiedy dojeżdżam do pierwszych świateł. Dziki są banałem tutaj. Podobnie lisy. Przez całe dzieciństwo nie widziałem lisa a teraz natykam się na lisy tak często jak na miejskie koty. Ich ślipia świecą w ciemnościach. Ci bywalcy śmietników w ogóle nie boją się ludzi. Gdy mróz trzyma długo zamarza zatoka. I straż miejska goni ludzi idących pieszo do torpedowni.
Zwykle opisuję tu swoje wyjazdy.
Ale życie składa się zasadniczo z dwóch elementów: z powtarzalności i
niepowtarzalności. Niepowtarzalność jest celem i smakiem. Każda ma swoją nazwę.
Powtarzalność tworzy masę mięśniową życia, to właśnie w powtarzalności się ją
buduje, tu wykuwa odporność. Żeby móc sięgać po niepowtarzalność. Gdy gdzieś
wyjeżdżam chłonę świat wszystkimi zmysłami. Zapisuję imiona ludzi, nazwy
miejscowości, robię zdjęcia. Gdy jestem w domu, w Gdyni, gdy przechodzę po raz
enty te same ścieżki myślami jestem zwykle gdzie indziej. „Odpływam” będąc
przecież w swoim bezpiecznym porcie. Gdynia jest faktycznie miastem z morza i marzeń,
bo tu snują się myśli, które są daleko, które przenoszą poza horyzont. Gdynia
jest na tyle blisko brzegu rzeczywistości, że nie przytłacza.
To tu mieszkam i knuję wszystkie
swoje wyjazdy i ucieczki. Wbiegam na peron, siadam zdyszany w przedziale, i
czuję to cudowne szarpnięcie –
Odjazd!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz