Wystarczy wyjechać 40 km poza Wrocław by znaleźć się w innej
Polsce. Odpadające tynki poniemieckich kamienic, ponure plomby, mieszkania po
2.5 tysiąca za metr. Z miast takich jak Brzeg młodzi ludzie uciekają po
maturze. Jedyna młodzież, którą można tu spotkać to gimnazjum i liceum. Knajpy
w weekend pustoszeją koło północy, duże piwo kosztuje pięć złotych. Życie jest
tu tańsze, żeby jeszcze dało się żyć, utrzymać stan posiadania. Ale przyszłości
raczej tu nie widać. Przeszłością jest zamek, wystawa lamp naftowych, dziwaczny
panteon na dziedzińcu – z groteskowymi popiersiami Miłosza, Herberta,
Turowicza. Repliki grobowców Piastów Śląskich, trumny książąt, obrazy
Willmanna. Organizacja w tym mieście imprezy pod szyldem Poeci dla Tybetu, to
wyraz szlachetnej donkiszoterii. Raz – bo literatura dawno już nie przekracza
progów wyborczych w sobotnie popołudnia. Dwa – kogo w tym mieście, a w zasadzie
każdym polskim mieście może obchodzić Tybet? Skończyło się tak, jak można było
się spodziewać. A jednak twarz Radka pozostała taka jak przedtem, a on sam nadal
był duszą towarzystwa. Gdy mówił o tym, że wydawał ogólnopolskie pismo
literackie, by ostatecznie powrócić do rozpowszechnianego w PDF artzinu obracał
to w żart. A przecież coś się przez te dwadzieścia lat zmieniło; przecież w
latach dziewięćdziesiątych można było skrzyknąć w takich miastach jak Brzeg
grupkę zainteresowanej kulturą alternatywną młodzieży, kilka lokalnych talentów,
stworzyć jakieś środowisko dla artystycznych działań. Jeśli za coś nie lubię
Polski, to między innymi za to, że tacy ludzie jak Radek mają w niej tak
niewiele do powiedzenia, to znaczy tak niewiele daje się im miejsca, aby mogli
się wypowiedzieć w pasmach medialnych. Tak sobie myślałem, a on przygrywał
sobie na gitarze do wierszy o Tybetańczykach, w tle zaś pojawiały się slajdy z
Lhasy. Chciałem napisać notkę o mieście,
ale to on przecież jest dla mnie tym miastem, wszystkie wspomnienia stąd były
związane z nim. I tak już zostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz