Kiedy wsiadłem przez pośpiech do innej eskaemki trwały
procesje Bożego Ciała. Wysiąść trzeba było w Wejherowie, bo pociąg nie
jechał dalej, a czekać tu dwie godziny nie było na co. Zatem w las. Odnalazła
mnie rowerowa droga idąca zachodnimi obrzeżami parku krajobrazowego i dzięki
temu na mapie swojej dodałem kilka kółek. Na przykład Ustarbowo. Wcześniej jednak
zajrzałem do Rezerwatu Lewice. Po rozpadającej się drewnianej ścieżce
dydaktycznej dostałem się na pomost skąd widać było torfowiska. A potem las
opuściłem. To chyba tu, w okolicach
Sopieszyna, bo już zapominam powoli gdzie, trafiłem na szpalery klonów
obramowujące drogę. To jest naprawdę wspaniały widok, kiedy wychylając się zza
wzgórza widzisz w dole domy Sopieszyna i otaczające lasy. A potem znów w te
lasy, nad jezioro Pałsznik, jezioro Wygoda, w światy lobeliowe, morenowe
ścieżki. Aż po Bieszkowice, po biwak skryty na pustych jeszcze ścieżkach
jagodziarzy.
Rano ścieżki wyprowadziły mnie z lasu na okupowane przez
wędkarzy jeziorko, staw właściwie w Okuniewie. Stara droga do Kamienia, rzut
oka na jezioro Kamień i dalej marsz do Szemudu, do stolicy gminy. Mają tu nawet
supermarket. Tu i w sąsiedniej gminie Linia widać fundusze unijne. Jednak kraj
się zmienia. Widziałem rowerowe ścieżki do podstawowych szkół, dużo nowych
domów, tego architektonicznego chaosu zmieszanego z resztkami starych chałup.
Czego zazdrościłem Skandynawom? Ich architektonicznej konsekwencji. Polska
nawet jeśli robi się zamożniejsza z wyglądu, to jakoś tak nieskoordynowanie,
psując swój krajobraz, nie wszędzie oczywiście, ale jednak. I kolejne kółka na
mapie – Głazica, Częstkowo, Smażyno ze swoim kościołem, Pobłocie, Strzepcz. Tu
i gdzie indziej był to kraj papieży. Papieży mniejszych i większych, mniej lub
bardziej foremnych, ale wszyscy byli Polakami, świętymi Janami Pawłami Drugimi.
Piękna była dolina Łeby w okolicach Strzepcza – dlatego posnułem się wokół.
Byłem i w Miłoszewie, i w Głodnicy. Tu zachowało się więcej starych kaszubskich
chat. A potem trafiłem pod poligon Marynarki Wojennej RP, zostałem ostrzeżony przed
strefami ostrego strzelania, miejscami, gdzie może spotkać śmierć na miejscu.
Ale zero widziałem żołnierzy. Za to jak dowiedziałem się od Kuby, akurat płonął
gdyński port. Normalnie widziałbym to z okna, ale byłem tutaj w lesie, więc nie
widziałem nic. Skierowałem się przez Tłuczewo do Osieka, a potem w las, na
nocleg. Co wiedziałby człowiek piśmienny, który czytałby tylko ogłoszenia w
małych wioskach? Wiedziałby z obwieszczeń, że na urząd prezydenta kandydują
Duda Andrzej Sebastian i Komorowski Bronisław Maria. Że istnieje zagrożenie
wścieklizny. Że w parafii odbywa się wieczornica poświęcona Papieżowi.
Pomyślałem, że niedocenionym wieszczem jest Fredro. I jakby było fajnie, gdyby
jak u niego – Cześnik jednak pogodził się z Rejentem. Były też inne ogłoszenia:
„Poroże kupię. Jelenia, daniela, rogacza”. Posikać się można.
Gdzieś w głębokich lasach rozbiłem swój namiocik. Ptaki idą spać
o dwudziestej drugiej. Na jakieś cztery godziny. Między drugą a trzecią budzą
się pojedyncze głosy. A o czwartej już las cały rozświergotany. Ruszyłem z buta
już o piątej. Po co przewracać się z boku na bok, skoro można iść? I szedłem i
szedłem i szedłem. Przez Łówcz, Nawcz, Rozłazino do Dąbrówki Wielkiej, przez
którą piętnaście lat temu przechodziliśmy z Phantomem. Potem Lubowidz, jezioro,
kicanie przez mokradła i pożarta przez las linia kolejowa. A potem Lębork w
samo południe. Gyros na plastiku, disco polo, jednoręcy bandyci. W teledysku jakaś
Venus spaceruje na tle kaktusów: https://www.youtube.com/watch?v=VZDnATYN8MM
Tak było w te czerwcowe dni, kępy lasu, zielone płaty pól,
żółte plamy żarnowca. Kapliczki przy drodze. Krzyki żurawi. Pełne małych
bocianów gniazda. Brodzące czaple. Ucieczki saren, zajęcy. Moje do własnego
kraju ucieczki. Kolejne kilometry. Coś z sielanki, coś z groteski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz