niedziela, 7 czerwca 2015

Pan Namiocik i lasy Lęborka

Kiedy wsiadłem przez pośpiech do innej eskaemki trwały procesje Bożego Ciała. Wysiąść trzeba było w Wejherowie, bo pociąg nie jechał dalej, a czekać tu dwie godziny nie było na co. Zatem w las. Odnalazła mnie rowerowa droga idąca zachodnimi obrzeżami parku krajobrazowego i dzięki temu na mapie swojej dodałem kilka kółek. Na przykład Ustarbowo. Wcześniej jednak zajrzałem do Rezerwatu Lewice. Po rozpadającej się drewnianej ścieżce dydaktycznej dostałem się na pomost skąd widać było torfowiska. A potem las opuściłem.  To chyba tu, w okolicach Sopieszyna, bo już zapominam powoli gdzie, trafiłem na szpalery klonów obramowujące drogę. To jest naprawdę wspaniały widok, kiedy wychylając się zza wzgórza widzisz w dole domy Sopieszyna i otaczające lasy. A potem znów w te lasy, nad jezioro Pałsznik, jezioro Wygoda, w światy lobeliowe, morenowe ścieżki. Aż po Bieszkowice, po biwak skryty na pustych jeszcze ścieżkach jagodziarzy.

Rano ścieżki wyprowadziły mnie z lasu na okupowane przez wędkarzy jeziorko, staw właściwie w Okuniewie. Stara droga do Kamienia, rzut oka na jezioro Kamień i dalej marsz do Szemudu, do stolicy gminy. Mają tu nawet supermarket. Tu i w sąsiedniej gminie Linia widać fundusze unijne. Jednak kraj się zmienia. Widziałem rowerowe ścieżki do podstawowych szkół, dużo nowych domów, tego architektonicznego chaosu zmieszanego z resztkami starych chałup. Czego zazdrościłem Skandynawom? Ich architektonicznej konsekwencji. Polska nawet jeśli robi się zamożniejsza z wyglądu, to jakoś tak nieskoordynowanie, psując swój krajobraz, nie wszędzie oczywiście, ale jednak. I kolejne kółka na mapie – Głazica, Częstkowo, Smażyno ze swoim kościołem, Pobłocie, Strzepcz. Tu i gdzie indziej był to kraj papieży. Papieży mniejszych i większych, mniej lub bardziej foremnych, ale wszyscy byli Polakami, świętymi Janami Pawłami Drugimi. Piękna była dolina Łeby w okolicach Strzepcza – dlatego posnułem się wokół. Byłem i w Miłoszewie, i w Głodnicy. Tu zachowało się więcej starych kaszubskich chat. A potem trafiłem pod poligon Marynarki Wojennej RP, zostałem ostrzeżony przed strefami ostrego strzelania, miejscami, gdzie może spotkać śmierć na miejscu. Ale zero widziałem żołnierzy. Za to jak dowiedziałem się od Kuby, akurat płonął gdyński port. Normalnie widziałbym to z okna, ale byłem tutaj w lesie, więc nie widziałem nic. Skierowałem się przez Tłuczewo do Osieka, a potem w las, na nocleg. Co wiedziałby człowiek piśmienny, który czytałby tylko ogłoszenia w małych wioskach? Wiedziałby z obwieszczeń, że na urząd prezydenta kandydują Duda Andrzej Sebastian i Komorowski Bronisław Maria. Że istnieje zagrożenie wścieklizny. Że w parafii odbywa się wieczornica poświęcona Papieżowi. Pomyślałem, że niedocenionym wieszczem jest Fredro. I jakby było fajnie, gdyby jak u niego – Cześnik jednak pogodził się z Rejentem. Były też inne ogłoszenia: „Poroże kupię. Jelenia, daniela, rogacza”. Posikać się można.

Gdzieś w głębokich lasach rozbiłem swój namiocik. Ptaki idą spać o dwudziestej drugiej. Na jakieś cztery godziny. Między drugą a trzecią budzą się pojedyncze głosy. A o czwartej już las cały rozświergotany. Ruszyłem z buta już o piątej. Po co przewracać się z boku na bok, skoro można iść? I szedłem i szedłem i szedłem. Przez Łówcz, Nawcz, Rozłazino do Dąbrówki Wielkiej, przez którą piętnaście lat temu przechodziliśmy z Phantomem. Potem Lubowidz, jezioro, kicanie przez mokradła i pożarta przez las linia kolejowa. A potem Lębork w samo południe. Gyros na plastiku, disco polo, jednoręcy bandyci. W teledysku jakaś Venus spaceruje na tle kaktusów: https://www.youtube.com/watch?v=VZDnATYN8MM

Tak było w te czerwcowe dni, kępy lasu, zielone płaty pól, żółte plamy żarnowca. Kapliczki przy drodze. Krzyki żurawi. Pełne małych bocianów gniazda. Brodzące czaple. Ucieczki saren, zajęcy. Moje do własnego kraju ucieczki. Kolejne kilometry. Coś z sielanki, coś z groteski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz